Jestem (no prawie, ciut brakuje) dziesięcioletnim, sympatycznym chłopcem i troszkę choruję. Mój problem ma nieco dłuższą nazwę: ”wrodzona przepuklina oponowo – rdzeniowa” ale mimo przydługiej i przytłaczającej składni plus pewnych niefajnych życiowych konsekwencji da się z TYM CZYMŚ żyć. Po prostu.
Trzeba tylko malutko, nieco mi pomóc, tak jak potrafią np. w mojej szkole do której uczęszczam już trzeci z rzędu rok. To, że znoszą z uśmiechami na twarzach moje dąsy, czasem humory i łzy (odziedziczone w większości po tacie) jest zasługą ich bezdyskusyjnego profesjonalizmu jak i mojego czarującego spojrzenia (odziedziczonego w całości od mamy).
Mam tutaj sporo „cioć” i różnych znajomych, takich od „dzień dobry” po „się masz Janek”. Najbliżej mnie jednak (te lubię czasem podręczyć najbardziej, o tak!) są Pani Iwona i Pani Martynka. Obie przemiłe, obie zaangażowane, obie ładne (chyba to siostry – zapytam taty…). „Oko” nad wszystkim ma Ciocia Hania czyli nasza Pani Dyrektor i Ona pięknie potrafi się do mnie uśmiechać.
Rodzice dręczą mnie dietą i niechętnie umieszczają w moim menu takie frykasy jak ziemniaki (w każdej przecudnej postaci i wcieleniu), kluseczki czy pieczywo. Oczywiście, że wiem dlaczego – zawarte w nich (mniam, mniam) węglowodany, czyli cukry są eliminowane już na etapie domowej lodówki. Moje posiłki to w większości tłuszcze, potem białka, długo długo nic i dopiero zjawiają się węglowodany. Tak wygląda w wielkim, potężnym uproszczeniu „zmodyfikowana dieta Atkinsa”.
Brr – dla kogoś kto nie lubi tłusto. Cacy – dla amatorów golonek. Więcej o tej diecie na mojej stronie: www.janek-atkins.com – zapraszam.
Mój tata powtarza (pewnie sam by tak pięknie nie potrafił wymyślić, niestety..) za pewnym Mądrym Człowiekiem: „Dzieci mają tylko żyć, dorośli tylko walczyć”. Prawda? Jakiś Lew Tołstoj
Sławek Kiersnowski – tata Janka